Kosmiczne rozczarowanie. Recenzja- „Artemis” Andy Weir

Ostatnio wspominałam wam, że lubię odwlekać w czasie głośne premiery. Daję sobie czas na opadnięcie kurzu, chcę czytać bez presji i bez atakujących mnie z każdej możliwej strony ochów achów. Pierwszą powieść Weira odłożyłam w czasie tak daleko, że… jeszcze jej nie przeczytałam. Na szczęście Artemis nie musi czekać na swoją kolej tak długo jak osławiony Marsjanin. Czy autor i tym razem wykazał się takim talentem? Prawa do jego drugiej książki rozeszły się jeszcze szybciej niż wcześniej, więc nadzieję jakie z nim wiąże mogą być lekko wygórowane.

Księżyc nie jest już tylko jasną plamą na nocnym niebie. Wybudowanie miasta na naszym satelicie okazało się turystycznym strzałem w dziesiątkę. Nieliczni którzy mieszkają tam na stałe nie dysponują jednak stanem portfela bogatych turystów…  Jazz doręcza przesyłki, nie zawsze zawierające tylko legalne towary. Skuszona fortuną postanawia wmieszać się w coś o wiele większego niż drobne przemyty. Nie wie, że jest tylko pionkiem po którym nikt nie będzie płakać.

Nie czytałam Marsjanina jednak nasłuchałam się o nim naprawdę dużo. Może to przez ten przerost oczekiwań nie dałam się aż tak porwać Artemis?

Bohaterowie są tak sztampowi jak tylko można sobie wyobrazić. Mamy więc dzielnego policjanta dla którego liczy się tylko praworządność i sprawiedliwość, jest ekscentryczny miliarder z niecnymi planami, nieśmiały naukowiec, ojciec z twardym kręgosłupem moralnym i bandzior który samym swym wyglądem zdradza swą profesję. Do tego główna bohaterka, która jest wybitnie inteligentna, jednak marnuje swój potencjał i pogrąża swoją przyszłość złymi decyzjami. Niezbyt to oryginalne prawda?

Na szczęście są też wątki które ratują powieść i sprawiają, że może się podobać. Pomysł kolonii księżycowej z tak przyjemnie zaznaczonymi różnicami społecznymi, w dodatku założonej nie przez USA, Rosję czy Chiny, a przez… Kenie. Jest ciekawie wykorzystany motyw grawitacji, interesujący wątek naukowy (chociaż przyznaję, że momentami gdy autora ponosił naukowy ton wyłączałam opcję zapamiętywania tekstu) i mała społeczność którą przedstawiono bardzo spójnie.

Nie czuje się jednak porwana. Brakowało mi tego Wow które ponoć towarzyszyło każdemu przy poprzedniej książce autora. Tutaj było po prostu… poprawnie.

3 myśli w temacie “Kosmiczne rozczarowanie. Recenzja- „Artemis” Andy Weir

  1. KorpoLudka pisze:

    Ja akurat też skończyłam czytać „Artemis” – ale mam już za sobą „Marsjanina”, zdążyłam trochę przywyknąć do stylu autora i obydwie jego powieści bardzo mi się podobały (chociaż fakt, że „Marsjanin” bardziej). Główna bohaterka moim zdaniem to wprawdzie trochę Merysójka, która radzi sobie ze wszystkim i zna się na wszystkim, a w dodatku ma fenomenalną pamięć (serio, to oznaczenie statku ze Star Treka?), ale za to fabuła i zakończenie bardzo przypadły mi do gustu. Na pewno sięgnę po kolejne książki tego autora – ale to już wiadomo, rzecz gustu 🙂 (Ale za to mam dokładnie takie samo jak Ty zdanie na temat „Złotowidzącej”, hej! xD)
    Pozdrawiam!

    Polubienie

    • mocnosubiektywna pisze:

      Mam nadzieję, że uda mi się nadrobić zaległości i przeczytać „Marsjanina”, a wtedy sięgając po trzecią jego książkę będę miała pełne porównanie 😉 Taaaak, ta jej pamięć i fenomenalność mnie strasznie drażniła! Za „Złotowidzącą” wielka, mentalna piątka 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz