Dobra książka, ze słabszymi elementami, czy zła książka z mocnymi fragmentami? Recenzja- „Dzika krew” Sally Green

Broniłam pierwszej części jak lwica. Książka miała w sobie coś co sprawiło, że mimo błędów dałam się wciągnąć. Druga część musiała sporo poczekać na swoją kolej. Dlaczego? Nawał innych zobowiązań to jedno, ale tak naprawdę trochę się bałam. Co jeżeli moje nadzieję okażą się mylne? Wiele osób skreśliło serię Green już po pierwszej części, może to oni mieli rację?

Natan w końcu uzyskał swoje trzy dary i stał się pełnoprawnym czarodziejem. Annalise nadal jest przetrzymywana przez Mercurę, Gabriel prawdopodobnie nie żyje, a Marcus porzucił go od razu po ceremonii. Czy sprawy mogą w końcu zacząć układać się trochę lepiej?  Konflikt między Białymi a Czarnymi się zaostrza, a Natan w końcu musi wybrać po której stronie stanie.

To chyba jedna z najbardziej problematycznych książek jakie czytałam… Większość błędów pierwszej części zadomowiło się też w drugim tomie. Za pierwszym razem mogłam na nie przymknąć oko, jednak w drugiej części… Po prostu nie wypada. Mimo wszystko książkę połknęłam dosłownie w jeden dzień i nie mogłam się od niej oderwać. Dlatego sama już nie wiem – mam ją polecać czy krytykować?

Niektóre rozwiązania są aż nazbyt przewidywalne i proste. Wielka Czarna która zabezpiecza cenne antidotum ukrywając je w szafce do której istnieje wiele uniwersalnych kluczy? Przejęcie władzy przez głównego antybohatera, bunt jednoczący różne frakcje? Zbyt banalne.

Za to z drugiej strony mamy genialną walkę ze swoim drugim ja, próba zrozumienia swojej prawdziwej natury, odmienne spojrzenie na magię jako taką. Wiele rozwiązań jest naprawdę ciekawych, dlatego kontrast między tymi niedopracowanymi, a tymi oryginalnymi jeszcze mocniej rzuca się w oczy.

Podobnie sprawa wygląda z postaciami. Annalise istnieje chyba tylko po to by drażnić i by Gabriel wydawał się jeszcze bardziej niesamowity niż mógłby się wydawać bez niej. Natan nadal przejmuje się tylko tym, jak bardzo w życiu ucierpiał i rozmyśla o swoim ukochanym płateczku śniegu, a chwilę później potrafi zaskoczyć dojrzałością i próbą nawiązania relacji z ojcem.

Tak naprawdę wszystko w tej książce jest skrajne. To co dobre powala na kolana. To co złe sprawia, że ma się ochotę cisnąć książkę za okno i obserwować jak szybko zamoknie. Z reguły jest tak, że wystarczą drobnostki by zniechęcić mnie do dalszej lektury, dlaczego więc tutaj nie mogłam przestać myśleć o tym jak to wszystko się skończy? A zakończenie, mimo że się go domyślałam, sprawiło że gdybym mogła od razu sięgnęłabym po kolejny tom.

Czy to magia? Ta książka zdecydowanie ma w sobie coś co przyciąga uwagę, nie da się jej odmówić mocnych momentów. Niestety błędów też ukryć nie sposób.

 

2 myśli w temacie “Dobra książka, ze słabszymi elementami, czy zła książka z mocnymi fragmentami? Recenzja- „Dzika krew” Sally Green

Dodaj komentarz