Czy do fantastyki możemy podchodzić bezrefleksyjnie? Na ile można nagiąć wszelkie zasady bo „to przecież tylko książka”? Recenzja- „Klątwa przeznaczenia” Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka

Klątwa przeznaczenia atakowała z zaskoczenia każdego blogera i bookstagramera w Polsce. Nie oszukujmy się, często tak się dzieje gdy wydawnictwo kładzie duży nacisk na promocję danego tytułu. Okazało się jednak, że to nie wydawnictwo, a autorki wykonały tutaj kawał dobrej roboty i naprawdę potrafiły rozkręcić niezłą akcję promocyjną. Właśnie dzięki ich zaangażowaniu wzięłam w końcu Klątwę w swoje ręce, odczekawszy najpierw pierwszą falę zachwytu nad powieścią. Muszę przyznać, że tak wielkie ochów i achów zbiera niewielu twórców, a przy debiutach nie zdarza się to praktycznie nigdy. Dlatego ledwo powstrzymywałam się by poczekać z czytaniem i dać sobie oraz innym czas na ochłonięcie.

O co właściwie chodzi? Arienne, młoda czarodziejka, o bardzo tajemniczej przeszłości szukając schronienia udaje się do siedziby Związku. Miejsce które wskazuje jej Przeznaczenie nie jest jednak tym czego się spodziewała, a bractwo rządzone przez mężczyzn nie jest rajem obiecanym. Pomimo upokorzeń i brutalnego otoczenia, Arienne wchodzi pod protektorat.. najbrutalniejszego i najgroźniejszego z nich. Nie spodziewała się jednak, że Los zaplanował to już dawno i tylko w ten sposób Arienne spełni swoją misję.

Rodzimi pisarze rzadko sięgają po tego typu fabuły, jednak na świecie gatunek ma się doskonale. Podczas czytania niejednokrotnie na myśl przychodziła mi Sarah J. Maas czy Trudi Canavan, a to olbrzymi komplement dla autorek. Jednak zanim przejdę do miodu najpierw łyżka dziegciu. No może parę łyżek.

Chociaż już od pierwszych stron książkę czytało się niesamowicie lekko i przyjemnie (poza pewnym szczegółem o którym wspomne później), tak w pewnym momencie stanęłam i nie wiedziałam czy czytać dalej. Związek Arienne i okrutnego mistrza zaczął się od… gwałtu na oczach setek ludzi. Po krótkim researchu okazało się, że nie mi jednej ten pomysł nie przypadł do gustu. Fanki powieści broniły jednak zachowania głównego bohatera pisząc, że musiał to zrobić, jak nie on to inny, taki świat, takie prawa. Ok rozumiem, że każdy świat przedstawiony rządzi się swoimi prawami. Wiem, że autor steruje swoimi postaciami tak jak chce i nic mi do tego. Rozumiem, że sytuacja tam wymknęła się spod kontroli, a Severo zrobił to bo musiał.

Ale! Niech nikt nie twierdzi, że nie sprawiło mu to przyjemności. Moment gdzie z dumą przerwał gwałt, pochwalił się dziewiczą krwią ofiary, a później z jeszcze większą pasją kontynuował świadczy dobitnie o tym, że jako takiego dyskomfortu nie odczuwał szczególnie dotkliwie. Jestem w stanie zaakceptować takie sceny w książkach, w końcu czasy kiedyś szczególnie przyjazne kobietom nie były. Jednak na Boga, Przeznaczenie czy Latającego Potwora Spaghetti! To, że już dwa dni później po akcie który zniszczyłby każdą kobietę nasza bohaterka spogląda na swego gwałciciela i komplementuje w myślach jego urodę nie jest normalne. Nigdy nie powinno być normalne. Pogodzenie się z wydarzeniami, zaakceptowanie tego co się stało i wybaczenie swojemu oprawcy ze względu na okoliczności powinno trwać znacznie dłużej niż parę dni. Szczególnie, że Arienne przedstawiana jest jako kobieta która przemocy ani gwałtu nigdy nie doznała, zwracano się do niej zawsze z odpowiednim szacunkiem, a seksualność była jej obca.

Autorki za bardzo dały się ponieść. Za mało też poznały psychikę kobiet w ten sposób skrzywdzony. Jednak przede wszystkim największym i niedopuszczalnym grzechem jest fakt, że uczyniły gwałt czymś nad czym można bardzo szybko przejść do porządku dziennego i wyszły z założenia, że pewne sytuacje mogą go usprawiedliwić. Na to się nigdy nie zgodzę.

Miały być łyżki dziegciu, pozostały jeszcze dwie chociaż o wiele mniej znaczące.

Po pierwsze, a raczej już drugie- zegarek. Wiem, może trywialny szczegół jednak drażnił jak drzazga pod paznokciem. Stylistyka świata przypominała XV- XVI wiek, skłaniałabym się bardziej ku temu pierwszemu jako, że nie było w nim broni palnej. Jednak obojętnie na który wiek świat był stylizowany zegarki naręczne nie mogłyby istnieć. Takie wprowadzono dopiero podczas I wojny światowej, a styl życia i brak innych rozwiązań technologicznych wyklucza osadzenie świata później niż w XVI wieku. Ot błąd, który może nie tak ważny, dla osób bardziej wymagających może się stać drażniący.

Ostatnia łyżeczka dotyczy stylu narracji. Raz narratorem jest Arienne, innym razem narrator jest trzecioosobowy. Nie stanowiłoby to problemu i byłoby całkiem zrozumiałe gdyby nie chaos który się dzięki temu wkrada. Zmiany sposobu narracji nie są oddzielone w żaden widoczny sposób, momentami wygląda to tak że śledzimy historię z punktu widzenia Arienne by dosłownie w akapicie poniżej, pałeczkę narratora przejął już ktoś inny. Gdy w międzyczasie wkradnie się dialog których w książce nie brakuje, czułam się kompletnie zdezorientowana i musiałam się zastanawiać o co chodzi. Później przywykłam już do takiego stylu pisania i znacznie sprawniej odnajdowałam się w zmianach narratora jednak z początku stanowiło to dość duży problem.

Miały być trzy łyżeczki jednak drobnicy nazbierało się jeszcze trochę, by nie przedłużać wspomnę tylko o jednym. Fragment gdzie Arienne korespondowała z Severem ustalając szczegóły kolacji do bólu przypominał mi fragment z Ciemniejszej stronie  Greya, w którym to Anastasia korespondowała z Christianem z tym, że tam zmieniały się podpisy na dole maila tu zmieniały się… podpisy na początku listu. Podobieństwo było uderzające.

Szczerze nie rozumiem skąd tyle zachwytów bez cienia refleksji. Książkę, po przyzwyczajeniu, czytało się przyjemnie, wątek miłosny jeżeli spuścimy zasłonę niepamięci na początek ich związku był też interesujący. Jednak nie jest to książka wybitna, a przyjemna właśnie. Zbyt dużo błędów, zbyt dużo niedociągnięć wkradło się w powieść by można było, przynajmniej z mojego punktu widzenia, nazwać tą książkę odkryciem roku. Była na pewno zaskoczeniem, jednak nie jestem pewna czy sięgnę po kolejny tom, mimo że momentami czytając bawiłam się naprawdę dobrze.

 

6 myśli w temacie “Czy do fantastyki możemy podchodzić bezrefleksyjnie? Na ile można nagiąć wszelkie zasady bo „to przecież tylko książka”? Recenzja- „Klątwa przeznaczenia” Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka

    • mocnosubiektywna pisze:

      Pierwszy raz zgrzeszyłam spoilerem, jednak nie miałam wyjścia 😉 Na szczęście ten konkretny fragment zdarza się w książce dość szybko, więc nie psuję reszty lektury. Cieszę się, że ci się spodobała recenzja chociaż muszę przyznać, że ciężko się ją pisało 😉

      Polubione przez 1 osoba

  1. mieszkajaca.miedzy.literami pisze:

    Piękna recenzja, dosłownie rozłożyłaś książkę na czynniki pierwsze i mimo, że nie czytałam tej pozycji opinia bardzo mi się podobała i nie do końca jestem przekonana czy chcę sięgnąć po tę książkę 🙂

    Polubienie

    • mocnosubiektywna pisze:

      Dziękuję! Zawsze cieszę się, że moja pisanina komuś się spodobała 😉 Co do książki- daj jej szanse. Gdy przymykałam oczy na wymienione błędy lektura była naprawdę całkiem przyjemna. Mam nadzieję, że autorki parę rzeczy poprawią i druga część będzie zdecydowanie lepsza. Naprawdę mocno im kibicuję 😉

      Polubienie

  2. Su pisze:

    Dziękuję za głos rozsądku. Czasem odnoszę wrażenie, że w literaturze wszystko już było i dlatego pisarze myślą, że im więcej brutalności, seksu i magii, tym lepiej, a przecież jesteśmy tak złożonymi osobowościami, że pisanie o zwykłych ludziach może pochłonąć i sprawić, że czytelnik odnajdzie się w rzeczywistości z radością, zamiast tonąć w okrutnych gwałtach, zbiorowym bestialstwie, czy niezwykłych sztuczkach i umiejętnościach elfów, wiedźm i wampirów. Nie jestem specjalną fanka fantastyki, ale szczególnie w Twojej recenzji cenię dobra znajomość ludzkiej psychiki, której zabrakło pisarkom. Cóż ludzie coraz częściej piszą dla kasy słabą literaturę, bo jest morze tych, którzy taką właśnie chcą czytać. A szkoda.

    Polubione przez 1 osoba

    • mocnosubiektywna pisze:

      Uwielbiam fantastykę, skrycie kocham się w elfach, lubię tak zwanych bas assów. Dlatego przemoc, nawet jej nadmiar mi nie przeszkadza, jeżeli jest właściwie użyta. Tutaj autorki posunęły się za daleko, może jest tak jak piszesz z racji tego że było już wszystko chciały zaszokować czymś nowym? Nie wiem nie mnie oceniać intencje pisarza, jednak zabrakło tu wyczucia zdecydowanie.

      Polubienie

Dodaj komentarz